PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=396969}

Harry Potter i Insygnia Śmierci: Część I

Harry Potter and the Deathly Hallows: Part 1
2010
7,5 332 tys. ocen
7,5 10 1 331775
6,5 61 krytyków
Harry Potter i Insygnia Śmierci: Część I
powrót do forum filmu Harry Potter i Insygnia Śmierci: Część I

Gdy dowiedziałem się, że Warner Bros. postanowiło podzielić ostatnią powieść opisującą przygody Harry'ego Pottera na dwie filmowe części, przyjąłem tę wiadomość z entuzjazmem. W odniesieniu do dwóch poprzednich filmów, które niezbyt wiernie odzwierciedlały dzieła J.K.Rowling, decyzja ta wydawała mi się trafiona, chociaż zdawałem sobie sprawę, że intencje producentów nie są całkowicie skierowane na polepszenie jakości ekranizacji. Bo chociaż „Insygnia Śmierci” rozpisane zostały w 700-stronicowej powieści, to nie mogło to być jedynym powodem podjęcia takiej decyzji. A jak przekonałem się po seansie „Insygniów Śmierci: części I”, w którym nie dzieje się zbyt wiele, decyzja ta traci niemalże całkowicie na wiarygodności.

Harry Potter porzuca swoje dotychczasowe życie by wyruszyć wraz ze swoimi przyjaciółmi Hermioną i Ronem w podróż po Wielkiej Brytanii. Celem trójki bohaterów jest odnalezienie i zniszczenie horkruksów, w których zawarte są cząstki duszy Voldemorta. Tylko w ten sposób Harry będzie mógł zmierzyć się ze swoim największym wrogiem, aby zadać mu śmiertelny cios. Zadanie jest o tyle trudne, ponieważ Świat Magii został całkowicie opanowany przez Czarną Stronę Mocy, a Potter i jego przyjaciele, poszukiwani przez Ministerstwo Magii, ogłoszeni zostali wrogami publicznymi nr 1. Dodatkowo konflikty między przyjaciółmi spowodowane niepowodzeniami, brakiem wiary w powodzenie misji, ciężkimi warunkami podróży oraz troską o najbliższych, komplikują poszukiwania.

Spektakularny, pełen akcji i widowiskowy początek filmu zapowiadał bardzo dobry film. Jednak wraz nagłym rozpoczęciem wędrówki trójki bohaterów tempo filmu ostro spada. W tym miejscu należy podziękować panu Yatesowi. O ile pierwsze sceny były głównie uzależnione od efektów wizualnych, wygenerowanych komputerowo scenerii oraz muzyki, które całości nadały odpowiednią dawkę dynamiki, o tyle reszta filmu zależała od umiejętności reżyserskich. Do dyspozycji byli jedynie młodzi aktorzy, których należało odpowiednio pokierować, prawdziwe scenerie, które musiały być dobrze wykorzystane oraz utwory i zdjęcia, których zadaniem było nadać scenom dialogów trochę więcej polotu. Pan Yates postawił jednak, na dobrze mu znaną, nudę. Większość filmu opierała się na wędrówce. Jednak to co wyszło, to nie ekscytujący, pełen emocji film drogi, a niedorobiony dramat. Napięcie między trójką bohaterów wyrażone zostało praktycznie poprzez statystyczne ujęcia niezadowolonych twarzy aktorów lub sztywnych kłótni. Było to nie tylko mało przekonujące, a co najważniejsze – całkowicie pozbawione dramaturgii, nużące gadanie o, wydawałoby się, czymś ważnym. Bo jak tu nie nazwać misji zniszczenia horkruksów mało ważną? Jak tu nie zwracać uwagi na niebezpieczeństwo w jakim znajdują się główni bohaterowie – pozostawieni na pastwę losu, ze niezrozumiałymi wskazówkami Dumbledore'a, daleko od rodziny, która w każdej chwili może stać się ofiarą Śmierciożerców? Reżyser nie wykorzystał ciekawej muzyki Alexandre Desplata, ani operatorskich umiejętności Eduardo Serry – co więcej, wydaje się, że uniemożliwił rozwinięcie się tych panów i pokazania ich prawdziwego talentu. Charakter pana Yatesa znów się objawił, podobnie jak w przypadku „Księcia Półkrwi” czy „Zakonu Feniksa”. Znacznie lepiej wyszły za to sceny akcji - walki, pościgi oraz starcia czarodziejów. Nie wiem jaka w tym zasługa reżysera, ale wygląda na to, że podczas kręcenia tych scen David Yates jak gdyby ożył. I to właśnie te momenty – pełne dynamiki, akcji, epickości - uratowały film przed ostateczną porażką.

Na korzyść filmu przemawia także stosunkowo duża zgodność z literackim pierwowzorem, lecz nie jest to czynnik, który znacząco decyduje o jakości filmu. Zgodnie z oczekiwaniami dobrze spisała się obsada – warto by wspomnieć chociażby takie nazwiska jak Helena Bonham Carter, Ralph Fiennes czy Rhys Ifans. Nie zawodzi także strona wizualna – tym razem w ekstremalnie mrocznej odsłonie, która idealnie odzwierciedla niepokój oraz zło rosnące w siłę oraz opanowujące Świat Magii. Tradycyjnie bardzo dobrze spisali się spece od efektów wizualnych, operator kamery oraz scenografowie (scenografia Ministerstwa Magii powala na kolana).

„Harry Potter i Insygnia Śmierci: część I” to wstęp do finału wielkiego wydarzenia popkulturowego. Niestety jest to nudny wstęp, którego walory artystyczne, a w szczególności umiejętności reżyserskie, nie zdołały mnie przekonać. Niemniej jednak druga część zapowiada wielkie, epickie widowisko. I mam nadzieję, że moje oczekiwania zostaną spełnione, ponieważ nie wybaczę Davidowi Yatesowi, gdy Ostateczne Starcie zostanie przedstawione tak niewyobrażalnie bezbarwnie, ogołocone z prawdziwych emocji i spektakularności jak dotychczasowe dokonania tego pana.

ocenił(a) film na 8
Mr_MarQx

Zdecydowanie bardziej chciałbym obejrzeć dobry film niż wierną ekranizację. Pottery (mniej więcej od Czary Ognia) pisane były bardzo "scenariuszowo". Nie podejmuje się ocenić czy to dobrze czy źle. To zwyczajnie fakt. W odróżnieniu od wielu potteromaniaków nie ceniłem szczególnie scen akcji. Są filmy w których akcja i batalistyka wygląda lepiej i jest bardziej wiarygodna. Czego oczekiwałem teraz? Lepszej gry psychologicznej, pokazania rozterek głównych bohaterów. Poczucie wyobcowania i osamotnienia, konieczność podejmowania trudnych decyzji, stopniowo narastający brak zaufania wobec siebie nawzajem, utrata wiary w przyjaciół, podważenie sensu poświęcenia i wiary w misję, rywalizacja i zazdrość o dziewczynę, stopniowanie napięcia. Czy wtedy film byłby przegadany. NIE! Czy HP iIS w zastanej formie to wyłącznie wina reżysera? Chyba też nie. Facet jest wykonawcą woli (nie wizji - bo tej nie było) studia. Czy jest jego winą, że zabrakło mu wizji i koncepcji (albo zwyczajnie talentu)? Miał zrobić film który ma szansę otrzeć się o miliard i zrobił. I to nieco lepszy niż dwa poprzednie. A że nie jest to tak spektakularne i wielkie jak oczekiwano? A czego się k... spodziewaliście, Czasu Apokalipsy..? Za realizację wziął się WB. Podobnie wyglądałby pewnie Harry Potter ze stajni Foxa. Po pierwsze kasa, po drugie kasa a na końcu jeszcze większa kasa. No może Disney zrobiłby z tego środek womitacyjny dla młodocianych... A nadzieje na część drugą?. Lasciate ogni speranza, voi ch'intrate Przecież to jeden film. Co gorsze pozostało coś ok. 1/3 książki. Sama akcja, akurat na potrzeby cholernego 3D. Wszystkie wątpliwości z części pierwszej książki zostały skutecznie rozmyte. Sporo w tym zasługi samej autorki cyklu. W ostatniej części najlepiej widać pośpiech jaki towarzyszył jej powstawaniu. I zapewne doping WB byle szybciej, byle główni bohaterowie nie dorośli za szybko. Część wątków nie została rozwinięta, część znalazła finał na zasadzie Deus ex machina. Dlaczego tak? A dlaczego k... nie - słyszę głos Yatesa.
Czego zabrakło mi osobiście w książce (a więc w filmie nawet nie muszę na to czekać). Bardziej skomplikowanych relacji na osi Hermiona - Harry - Ron. Przecież to co łączy dwoje pierwszych daleko wykracza poza przyjaźń. No i Snape i Harry. Aż prosi się o rozwinięcie tych szczególnych relacji. Autorka poszła po bandzie uśmiercając wielu pierwszoplanowych bohaterów. Czemu cała trójka przeżyła? Co by było gdyby Ron musiał wybierać między ukochaną dziewczyną a przyjacielem... I TO ZAKOŃCZENIE!!! POSŁAŁBYM AUTORKĘ DO DIABŁA (to znaczy tam gdzie wysyła ją większość katolickich publicystów:). Reasumując mogło powstać coś niemal wielkiego. A jest wyłącznie /Panie Prezesie zadanie wykonane/. Teraz czekam na kolejne projekty, zwłaszcza Emmy Watson. Na część II Insygniów już nie czekam (a przynajmniej bez wypieków na twarzy).

PS. Blame Warner Bros., blame Warner Bros. (dla wielbicieli tym razem kwartetu)

ocenił(a) film na 5
Irry

Oczywiście, że w tym wszystkim chodzi o wielką kasę. W końcu to finał wielkiego komercyjnego przedsięwzięcia. Dlatego też zatrudnienie Davida Yatesa był najbardziej bezpieczne i wygodne. Osoba bez wizji łatwo da się pokierować. A do tego jeszcze taki flegmatyk jak David Yates, który chyba boi się zawołać "akcja!" na planie filmu, jest przeciwieństwem Cuarona czy Newella, którzy zrobili wszystko "po swojemu". Dlatego też najważniejsze wątki filmu, czyt. cała podróż itd., zostały spłycone i przedstawione strasznie nieciekawie (nużąco, bez emocji i dramatyzmu).

użytkownik usunięty
Irry

Irry, cytując fragment Twojej wypowiedzi "Lepszej gry psychologicznej, pokazania rozterek głównych bohaterów. Poczucie wyobcowania i osamotnienia, konieczność podejmowania trudnych decyzji, stopniowo narastający brak zaufania wobec siebie nawzajem, utrata wiary w przyjaciół, podważenie sensu poświęcenia i wiary w misję, rywalizacja i zazdrość o dziewczynę, stopniowanie napięcia." - bardzo bym chciała by właśnie to zostało w filmie pokazane, z tym że nie tylko dotyczące głównych bohaterów, ale także i tych pobocznych. Uważam jednak, że winą należy obarczyć reżysera, bo owszem to scenarzysta odpowiada za treść filmu, ale to ten sam człowiek, co przy poprzednich filmach, a jednak "Więzień Azkabanu" spełnia oczekiwania.
Natomiast jeśli chodzi o książkę - też mi się nie podoba, że trio przeżyło i żyli długo i szczęśliwie, jak to widać w przesłodzonym epilogu, ale moim zdaniem czas jaki autorka poświęciła na pisanie tej części nie miał znaczenia. Książka była przeznaczona dla dzieci, dorastała z czytelnikami, pokazywała realny świat pod maską przygód bohatera, ale pozostała jednak książką dla dzieci i Voldemort musiał zginąć, a główni bohaterowie nie mogli umrzeć i wszystko musiało się dobrze skończyć. Też jestem zawiedziona, ale rozumiem motywację Rowling (choć ja bym zakończyła książkę inaczej).

ocenił(a) film na 5

Zgadza się. To reżyser decyduje o tym, co zrobi z materiałem, który przygotuje scenarzysta - które wątki i postaci bardziej uwypukli, na co nie zwróci zbytnio uwagi, itd.

Mr_MarQx

Marysia itak dużo osób zginęło ;) Nie mozna powiedziec zeby to zbyt szczesliwe było zakonczenie hehe choć wolałbym np poswiecic Rona za Hedwige :D juz nie mowiac ze za Lupina.

Reżyser decyduje co zrobi z materiałem. Na co nie zwróci zbyt uwagi. W tym wypadku nie zwrócił uwagi na książke :)

"ponieważ nie wybaczę Davidowi Yatesowi, gdy Ostateczne Starcie zostanie przedstawione tak niewyobrażalnie bezbarwnie, ogołocone z prawdziwych emocji i spektakularności jak dotychczasowe dokonania tego pana." Zebys sie nie zdziwił jak nie będzie ostatniego starcia, a Voldemort zginie przejechany na A1 przez Autobus pełen polaków jadących do pracy sezonowej.

To by było w stylu 6 części. Po co jakieś bitwy

ocenił(a) film na 5
kuboski7

W zwiastunie pokazali, że na szczęście tak nie będzie, więc mam nadzieję, że z efektu końcowego będę bardziej zadowolony, niż z "IŚ cz.1"

ocenił(a) film na 8
Mr_MarQx

Nie wiem ile w tym prawdy ale za reżyserię Insygniów chciał wziąć się sam Guillermo del Toro. Choć podobne projekty (dłuuuugi czas realizacji, młodzi i już nieco zmanierowani aktorzy (chciałem powiedzieć uznani...), stałe naciski studia i ogólnie gargantuiczny rozmiar zniechęcają wielu uznanych reżyserów. Ale del Toro ma doświadczenie z tego typu produkcjami. Ale za Oskara nie płacą. Więzień broni się jako samodzielne dzieło filmowe. I osiągną najmniejszy wynik finansowy w całym cyklu...

użytkownik usunięty
Irry

Hedwiga i Lupin musieli umrzeć, ale też mi się nie podoba, że pozytywne, a zarazem ciekawe postacie umarły, natomiast te najbardziej odpychające przeżyły.

Irry, i właśnie dlatego narzekamy, że do reżyserii nie zaangażowano ponownie Cuarona. Jego film był najlepszy z całej serii, ale masz racje - jednocześnie zarobił najmniej. Tylko przewartościujmy: co jest ważniejsze - zarobienie pieniędzy czy stworzenie dobrego i wiernego oryginałowi filmu? WB uznało, że zarobek, ale w takim razie widzowie mają prawo na ten film narzekać.

ocenił(a) film na 5

Problem polega na tym, że trudno przełożyć jakość filmu na jego zarobek. Przecież ludzie przekonali się dopiero PO seansie, że "Więzień Azkabanu" jest dobry, więc co najwyżej mogło to mieć wpływ na polepszenie się wyniku. A to, że film zarobił najmniej należy chyba zwalić na "Komnatę Tajemnic", która w swojej formie był kopią 1. części i ludzie po obejrzeniu tego film zniechęcili się do serii i dlatego mniej osób poszło na "Więźnia Azkabanu". A po drugie był to pierwszy film, który wyszedł latem, a dwa poprzednie filmy miały premierę w listopadzie, więc fani mogli być przyzwyczajeni do tego terminu i lepiej mogli wczuć aurę filmu właśnie jesienią, niż latem.

użytkownik usunięty
Mr_MarQx

Tak, to racja. Latem ludzie wyjeżdżają na wakacje i nie mają możliwości pójścia do kina. Niestety przeciwko tej teorii przemawia niezły wynik "Księcia Półkrwi", który też wyszedł latem. Chociaż... "Więzień Azkabanu" wyszedł w wakacje? Byłam pewna, że poszłam na niego z klasą!
O tym, że ludzie przekonali się, że Więzień jest dobry przekonali się po obejrzeniu filmu, to fakt, ale tak samo jak przekonali się po obejrzeniu Księcia, że jest beznadziejny, a poszli. Myślę, że to kwestia tego, że w "Więźniu Azkabanu" było stosunkowo najmniej efektów specjalnych, a najwięcej treści i to odepchnęło tych, co książki nie czytali lub chcieli zobaczyć zwyczajne kino akcji. Osobiście bym jednak wolała więcej takich adaptacji jak Więzień.

ocenił(a) film na 5

"Książę Półkrwi" zarobił stosunkowo dużo, bo wzrosła inflacja. Co za tym idzie - filmy notują wyższe wpływy, ale licząc po ilości widzów, jest ich mniej. Np. "Książę Półkrwi" zarobił w USA 300 mln$, a na film wybrało się 40 mln widzów, za to "Więzień Azkabanu" zrobił 5 lat wcześniej 250 mln$, a widzów było też 40 mln.

"Więzień Azkabanu" wyszedł na początku czerwca 2004.

użytkownik usunięty
Mr_MarQx

Początek czerwca? No to już tłumaczy dlaczego mogłam być na nim z klasą. No to jeśli weźmiemy pod uwagę ilość widzów, to masz rację - decydującą rolę gra tu data, więc producenci mogą po prostu dać dobrego reżysera i zrobić premierę filmu w listopadzie - oni zarobią, a widzowie będą zadowoleni.

ocenił(a) film na 4

zgadzam się całkowicie z założycielem tematu. początek był świetny i już myślałam, że myliłam się co do Davida, ale później było już coraz gorzej. najbardziej denerwował mnie brak emocji, zero klimatu. tam gdzie chciałam przeżywać byłam zawiedziona i znudzona. jak osoba uwielbiająca książki chcę zwrócić uwagę na następne niepotrzebne przekręcenia i fatalne ucinanie kluczowych lub wiele wyjaśniających fragmentów. brak Voldemorta gdy Harry ucieka od węża? nie wyjaśnienie słowa tabu jakim stał się Voldemort (niby jak osoba nieczytająca książki miałaby wiedzieć dlaczego śmierciorzercy pojawili się w domu ojca Luny gdy ten powiedział imię Czarnego Pana?)? i wiele wiele więcej. chcę podkreślić, że nie jestem zwolenniczką trzymania się sztywno fabuły z treścią książki i uważam to nawet za szkodliwe, ale niektóre rzeczy po prostu były przesadą czymś niepotrzebnym czy niewybaczalnymi cięciami. i tu się cofnę do części 6 gdzie niewybaczalnym było usunięcie sceny walki Zakonu i GD ze śmierciorzercami po śmierci Albusa. to była kulminacja całej części. a śmierć Dumbledorea? więcej emocji było we Zmierzchu! gdzie ta rozpacz po stracie? no gdzie? bardziej dramatyczna była śmierć z 4 gdzie zginął Cedric, porównajcie sobie. i jak tu można mówić o najlepszej części? totalna porażka.

ocenił(a) film na 5
LeaMao

Zdecydowanie śmierć Cedrika w "Czarze Ognia" była najbardziej dramatycznie przedstawioną śmiercią w filmach o HP. Ale to jeszcze Newell był za to odpowiedzialny. Potem mamy już tylko Yatesa.

ocenił(a) film na 4
Mr_MarQx

niestety. jak II część będzie taka sama jak ta I to polecę tam i osobiście skopie mu tyłek za zniszczenie najważniejszego filmu z serii.

ocenił(a) film na 5
Mr_MarQx

Widziałam w ostatnim czasie mnóstwo filmów i muszę przyznać, że ten jest co najwyżej przeciętny... Póki co z sentymentu podwyższyłam ocenę, zobaczę jeszcze jak wypadnie druga część. Po latach właściwie jedyną częścią, którą naprawdę lubię oglądać jest część trzecia, a czytać - część szósta. Jakieś te filmy o Potterze nijakie są i dziwię się, że np. ten zajmuje obecnie tak wysokie miejsce w rankingu. Lepsze od tego już są niżej. Wszystko wydaje się być w nim takie spłycone, emocje, kwestie... itd.
"(Jeśli chodzi o zakończenie, to autorka zamierzała najpierw uśmiercić głównego bohatera, ale jak książka zyskała popularność, to Rowling zrezygnowała z tego zamiaru.)

ocenił(a) film na 4
monao92

ostatnio Harremu z sentymentu podwyższałam, ale jak to zobaczyłam to tak się zawiodłam, że koniec z sentymentalnym podwyższaniem! film jest poniżej oczekiwań (dawna nazwa na filmwebie na ocenę 4) i koniec kropka!

użytkownik usunięty
LeaMao

Ja mam wielki sentyment do "Harry'ego Pottera", ale jego adaptacje oceniam tak, jak na to zasługują. Może jestem mało obiektywna odnośnie dwóch pierwszych, ale od Yatesa (w sumie to od Newella) nie ma zmiłuj - filmy są kiepskie, nie trzymają się książki i takie właśnie oceny im wystawiam.

ocenił(a) film na 5

Ja miałem kiedyś tak, że filmy oceniałem subiektywnie, ale teraz próbuję unikać tego. Jestem fanem książek Rowling, ale to co z filmami zrobił Yates jest po prostu nie do przyjęcia.

użytkownik usunięty
Mr_MarQx

Subiektywnie mogę oceniać filmy, w których opowiedziana historia przypomina mi własne przeżycia - wtedy nie patrzę czy film jest dobry czy zły, tylko od razu zawyżam oceny, ale w przypadku "Harry'ego Pottera" taka sytuacja nie może mieć miejsca, więc jest z góry skazana na mój obiektywizm (albo raczej innego rodzaju subiektywizm, bo własna ocena filmu nigdy nie może być obiektywna, chyba, że mówimy o arcydziele filmowym, który może i nam się nie podobał ze względu na akcję czy bohaterów, ale nie możemy mu nic zarzucić (np. film jest okrutny, a wolimy te pogodniejsze lub na odwrót) - u Yatesa pomijając niezgodności z książką jest wiele innych minusów, więc nawet nie ma o czym mówić).

ocenił(a) film na 4

subiektywnie oceniam podobnie jak ty Marysia, lecz z biegiem lat robię to coraz rzadziej i tak jest lepiej. dla Yatesa nie ma taryfy ulgowej. tak się wkurzyłam, że zmienię jeszcze dziś oceny z 5 i 6 bo sztucznie zawyżyłam.

ocenił(a) film na 5
LeaMao

Ja już od dawna oceniam filmy najbardziej obiektywnie, jak jest to możliwe, chyba, że "opowiedziana historia przypomina mi własne przeżycia - wtedy nie patrzę czy film jest dobry czy zły, tylko od razu zawyżam oceny", ale akurat częściej właśnie te lepsze lepiej ukazują różne historie, z którymi mogę się utożsamiać :) Innym wyjątkiem jest tylko Harry Potter, ale moje oczekiwania co do filmów z tej serii są zwykle zawiedzione. To wielka szkoda, że filmy nie są tak samo porywające, jak książka... Dlatego chyba przestanę niedługo być wyrozumiała (być może jak wyjdzie druga część) , a wtedy możliwe, że będę stawiać 1/10 a z sentymentu obok serduszka :) No cóż, chyba odejmę teraz gwiazdkę. Nie mogę też przeboleć, że jest w rankingu wyżej od niektórych naprawdę dobrych filmów...